środa, 27 czerwca 2012

Thank you God, I'm a woman.

Cześć!
Temat trochę z innej beczki i trochę niecodzienny. Chciałabym poruszyć coś o czym mówi się rzadko i co raczej nie jest głównym tematem w dzisiejszym świecie. 
Czy zastanawiałaś się kiedyś jak to jest nie być kobietą? Ja też nie. 
Całe szczęście ten problem nas nie gnębi ponieważ Bóg stworzył nas takimi jakie jesteśmy - kobiecymi, seksownymi, pięknymi, kuszącymi i bardzo niezależnymi. Blondynki, brunetki, rude czy szatynki. 
Kolor włosów jest bez znaczenia bo i tak wszystkie jesteśmy KOBIETAMI. 
Tylko i wyłącznie my zostałyśmy stworzone do noszenia ciężkich, ale jak i drogich toreb, noszenia różnorodnej biżuterii, wielu par butów (przez co mężczyźni padają w szał!), ubierania sukienek, bluzek, spódnic... A przede wszystkim malowania się! W tym każda kobieta jest mistrzynią (a może 'miszczynią' :) )
i nie potrzebuje do tego talentu. Czasami robimy makijaż w tak krótkim tempie,że mężczyznom opadają szczęki, inni z kolei narzekają i nie mogą zrozumieć,dlaczego i w jakim celu poświęcamy tyle czasu na makijaż. 1. Jestem kobietą. 2. nigdy tego nie zrozumiesz bo jesteś mężczyzną. 

Teraz przedstawię Wam ikonę kobiecości wszech czasów. Wahałam się pomiędzy Marilyn Monroe
a Audrey Hepburn. Wybór nie należał do łatwizny, trudno mi było podjąć decyzję.
Jednak wybrałam Audrey. :) 
Oto i ona. 






Cudowna jest!


Pomyślałam o tym temacie ikony kobiecości i zastanawiałam się,czy wybrałabym ikonę dzisiejszych czasów. 
Wpadła mi na pomysł pewna osoba z "Plotkary"... :)





Tak,to Leighton Meester. 

To już koniec na dzisiaj. Mam nadzieję,że ta notka Wam się spodobała. 
Następna będzie jutro a jak nie to chyba dopiero po moim przyjeździe z wakacji czyli 15- 16 lipca. 
Trzymajcie się i życzę Wam ekstra wypoczynku! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz